Nasza wielka szwajcarska wyprawa
e-Grand Tour of Switzerland

U podnóża Alp, czyli trasą wzdłuż Jeziora Bodeńskiego

Petrolhead. Takim angielskim zlepkiem słów określa się człowieka zainteresowanego samochodami, miłośnika motoryzacji – przeważnie tej z kategorii czterech kół. Jazda za kierownicą, dalekie drogowe wyprawy, podróżowanie, w których celem jest sam proces, a nie określona destynacja, są dla petrolheada wyjątkowo ważne. Nie inaczej jest ze mną. Dlatego kiedy tylko dowiedziałem się, że będę miał okazję odbyć wyprawę do miejsca, które w Europie uchodzi za jedno z najpiękniejszych, nie wahałem się nawet przez moment. Szwajcario, nadchodzę! Chociaż powinienem powiedzieć: nadjeżdżam!

Grand Tour to wytyczona przez Narodową Organizację Turystyczną Szwajcarii trasa o długości 1643 km, która obejmuje wszystkie najważniejsze miejsca w kraju. 650 znaków drogowych wskazuje Wam drogę do 46 największych atrakcji, 22 jezior, 5 alpejskich przełęczy i 13 obiektów światowego dziedzictwa UNESCO! W dodatku po drodze napotkacie liczne fotospoty, zlokalizowane w miejscach z najlepszym widokiem – a te często wprawiają w niekontrolowany zachwyt.

Z oficjalnej strony internetowej MojaSzwajcaria.pl możecie pobrać darmowy przewodnik po trasie Grand Tour w języku polskim. To ponad 200 stron, więc szykujcie się na całą masę aktywności, a nawet garść informacji historycznych! My, z powodu ograniczeń w osobistych terminarzach, nie mogliśmy pozwolić sobie na przejechanie całej zaplanowanej trasy – nieco ją skróciliśmy. Jednak już teraz wiem, że do Szwajcarii na pewno jeszcze wrócę. Ale zacznijmy od początku!

Kliknij, żeby zobaczyć mapę poszczególnych odcinków Grand Tour

St. Gallen – stolica kantonu o tej samej nazwie, założona przez irlandzkiego mnicha, Świętego Galla.

St. Moritz – jeden z najsłynniejszych kurortów i ośrodków sportów zimowych, położony w dolinie Engadyny.

Lugano – największe miasto we włoskojęzycznym kantonie Ticino i trzecie największe centrum bankowości w Szwajcarii.

Interlaken – ruchliwy ośrodek turystyczny położony między jeziorami Thunersee i Brienzersee, stanowiący bazę wypadową wycieczek w Alpy Berneńskie.

Schaffhausen (Szafuza) – miasto nad Renem, położone przy samej granicy z Niemcami, siedziba marki International Watch Company (IWC)

Kliknij, żeby zobaczyć mapę poszczególnych odcinków Grand Tour

Ktoś zapyta, dlaczego w tytule przed Grand Tour widnieje litera "e"? Otóż na wielką wyprawę po Szwajcarii możecie wybrać się nie tylko samochodem o tradycyjnym, spalinowym napędzie. Duża ilość punktów ładowania, nawet takich, które oznaczone są e-grandtourową tabliczką, sprawia, że żadnego problemu nie przysporzy Wam przejazd tzw. "elektrykiem". Właśnie ten rodzaj "paliwa" (zasilania!) towarzyszył nam przez cały tydzień spędzony na ziemi Helwetów. Powiem Wam szczerze, że to był strzał w dziesiątkę!

Ładujemy przewodem o mocy 11 kW
Korzystamy z szybkiej ładowarki

Przygodę czas zacząć

Z Polski do Szwajcarii docieramy drogą lądową – naturalnie – a naszym nietypowym wehikułem jest nowy, elektryczny, niebieski Mercedes-Benz EQE 350+, którego realny zasięg wynosi ponad 600 km (638 km wg WLTP). Na miejscu, po doświadczeniu klasycznego, lokalnego klimatu i zjedzeniu znakomitego śniadania w jednym z hoteli w Schaffhausen, wyruszamy do pierwszego punktu ujętego w naszym roadbooku. Stein am Rhein to piękne szwajcarskie miasteczko położone nad Renem.

W przewodniku piszą, że jeśli macie jakiekolwiek wyobrażenie o stereotypowej szwajcarskiej miejscowości, to Stein am Rhein na pewno to przebije. To w końcu tutaj możecie znaleźć m.in. najstarsze fasadowe malowidła w tym kraju, które zdobią dom Weisser Adler (Biały Orzeł). Jeżeli interesuje Was średniowieczna architektura, to nie pomijajcie tego punktu na mapie. W 1972 roku miasto otrzymało pierwszą, przyznawaną przez Dziedzictwo Szwajcarskie, Nagrodę Wakkera – za ochronę wartości swoich przestrzeni i środowiska.

Wracamy do samochodu i odpinamy go od ładowarki dostępnej na parkingu. Jesteśmy zaskoczeni poziomem infrastruktury w dziedzinie elektromobilności. Chodziliśmy, zwiedzaliśmy, robiliśmy zdjęcia, a nasz Mercedes uzupełniał energię… Właśnie uświadomiłem sobie, że operuję liczbą mnogą, a jeszcze nie przedstawiłem mojego kompana w tej podróży. Zdjęcia zrobił dla Was Filip Blank – jeden z lepszych fotografów, jakich znam! Ruszamy dalej.

Jedziemy drogą nr 13, biegnącą niemal w całości wzdłuż wybrzeża Jeziora Bodeńskiego – trzeciego pod względem wielkości jeziora w Europie Środkowej. Na długości 64 km Jezioro łączy Szwajcarię, Niemcy i Austrię. Traficie tu na wiele domków rybackich, zamków, przystani, a nawet plaż. Nawet nie muszę wspominać o lazurowym, wręcz nierealnym dla nas, turystów z Polski, odcieniu wody – przyjmijcie to za pewnik na terenie całej Szwajcarii. Widok jest niesamowity!

Śladami koronek i ciężkich pojazdów

Wspomnianą drogą dojeżdżamy do kolejnego punktu – do miasta Arbon. To tutaj mieści się m.in. była siedziba dawnego szwajcarskiego producenta autobusów, trolejbusów i samochodów ciężarowych. Trafiamy do muzeum tej marki! Jest pełne historycznych pojazdów z pierwszej połowy XX wieku. Przedsiębiorstwo założone w St. Gallen przez Franza Saurera początkowo było odlewnią żeliwa. Era ciężarówek Saurera rozpoczęła się w 1903, a od 1914 roku produkowano tam także samochody osobowe. Licencję na silniki i konstrukcje Saurera nabyła m.in. Polska.

Wóz strażacki Saurera
Samochody ciężarowe

Ostatnim punktem w planie tego dnia jest wspomniane już St. Gallen – miasto zbudowane wokół jednego z najważniejszych ośrodków kultury średniowiecza – opactwa benedyktynów. Na dziedzińcu budynków opactwa i słynnej biblioteki trafiamy na zamknięty festiwal, więc nie wejdziemy do środka. Szkoda, bo to podobno jedne z najpiękniejszych wnętrz w całej Szwajcarii. Biblioteka posiada zbiór ponad 160 tys. ksiąg i rękopisów, a nawet liczącą 2700 lat egipską mumię! Budynki opactwa razem z biblioteką w 1983 roku zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO

Zamiast tego spacer po "starówce" i kolacja w jednej z restauracji. Wiedzieliście, że St. Gallen słynie z koronek? To taki szwajcarski Koniaków – a podnóże Alp to drugi Beskid Żywiecki… Żarty żartami, a w tutejszych koronkach wystąpiła kiedyś nawet Michelle Obama, na drugim zaprzysiężeniu swojego męża na prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Chcesz doświadczyć tego, co my? Czeka na Ciebie ponad 1600 km najpiękniejszych dróg Szwajcarii. Odkryj lazurowe jeziora, alpejskie przełęcze, malownicze wioski i wiele więcej!

Kliknij "Sprawdź" i przejdź do strony, gdzie pobierzesz bezpłatnie oficjalną aplikację Grand Tour, która pomoże Ci zaplanować czas i odległości podróży, a także podpowie, jakie atrakcje możesz odwiedzić. Pobierz też oficjalny, polski przewodnik po trasie Grand Tour - znajdziesz w nim wiele informacji i cennych podpowiedzi.

Przez wzgórza Appenzell do słynnego ośrodka sportów zimowych

Tego dnia trasa liczy ponad 200 km, a po drodze mamy co najmniej dziesięć przystanków. Śniadanie jemy z widokiem na piękny dworzec kolejowy w St. Gallen. Otwieramy okno znajdujące się bezpośrednio nad naszym stolikiem – jest dosyć chłodno, chociaż wg prognozy temperatura podniesie się w ciągu dnia o kilkanaście stopni. Na dole miasto dopiero ożywa, ludzie gromadzą się na przystanku i czekają na miejskie środki transportu. Atmosfera jest jednocześnie kameralna i wielkomiejska – takie rzeczy chyba tylko tutaj…

Bagażnik naszego Mercedesa EQE jest na tyle duży, że bez problemu mieści dwie duże walizki, statyw fotograficzny i rozkładany panel solarny do ładowania ciężkiego, mobilnego powerbanku, który Filip zabrał ze sobą. Zmieściłby się jeszcze plecak ze sprzętem, ale całość jest na tyle wartościowa, że wolimy ją mieć zawsze pod ręką. Spakowani wyjeżdżamy z podziemnego garażu i kierujemy się do niewielkiej miejscowości Appenzell, czyli siedziby kantonu Appenzell Innerrhoden.

Śladami gotyku i renesansu

Na miejscu parkujemy na samym Landsgemeindeplatz, gdzie w ostatnią niedzielę kwietnia gromadzą się mieszkańcy, żeby głosować nad kantonalnymi ustawami. Landsgemeinde to zgromadzenie ludowe, czyli jedna z najstarszych i najprostszych form demokracji bezpośredniej, która wciąż funkcjonuje w Szwajcarii. Ta forma głosowania, wywołująca kontrowersje, została zniesiona we wszystkich kantonach, z wyjątkiem dwóch – my akurat trafiliśmy do jednego z nich.

Krótki spacer doprowadza nas do jednej z architektonicznych ciekawostek – tzw. zamku. Przy Poststrasse stoi późnogotycka kamienica, od 1708 roku pozostająca w rękach wpływowej politycznie w XVIII i XIX w. rodziny Sutterów. Niestety nie jest dostępna dla zwiedzających. Na tabliczce przy głównej bramie możemy przeczytać, że to najbardziej reprezentacyjna kamienica we wsi z elementami późnogotyckimi i renesansowymi. Wieńczy ją wieża schodowa i toskańska sala kolumnowa.

Wracamy do samochodu i ruszamy dalej. Następna stacja: Schwägalp. Region Appenzell to również kraina słynnego półtwardego sera – Appenzellera, produkowanego z surowego krowiego mleka. W serowarni w wiosce Stein możecie obserwować proces jego wytwarzania. My jednak kierujemy się wprost na jeden z tzw. fotospotów z widokiem m.in. na szczyt Säntis – najwyższy w tej części Alp Zachodnich. Niesamowite miejsce! Góry wyrastają tam niemal pionowo, a po parkingu u ich podnóża spacerują kozy…

Fotoramka Grand Tour
Parking u podnóża szczytu Säntis

Szybki wypad na teren monarchii konstytucyjnej

Grand Tour biegnie dalej przez stolicę i jedną z jedenastu gmin Lichtensteinu – Vaduz. Zajęci rozmową możecie nawet nie zauważyć granicy obu państw. Powierzchnia tego małego, alpejskiego księstwa to nieco ponad 160 km2. Vaduz liczy niecałe 6 tys. mieszkańców i nie stanowi samodzielnego ośrodka miejskiego. Nad aglomeracją góruje najważniejszy jej zabytek, czyli średniowieczny zamek z XII w. – rezydencja książąt Liechtensteinu. Schloss Vaduz nie jest otwarty dla turystów, ale można wjechać drogą na wzgórze i przyjrzeć się twierdzy z bliska. Na jednym z parkingów spotykamy nawet parę z Polski.

Gdzie się mieści?: Usytuowany na skale na wysokości 570 m n.p.m.

Jaką ma rolę?: Jest siedzibą rodziny książęcej Liechtensteinów

Kiedy powstał?: Najstarsza część zamku powstała w XII wieku

Jak dojadę?: Pod samą bramę zamku i położony wyżej parking prowadzi kręta droga.

Jadąc dalej wracamy na teren Szwajcarii i drogą Steigstrasse docieramy do pięknej, malowniczej wioski Maienfeld, którą możecie znać z opowieści szwajcarskiej pisarki, Johanny Spyri, o sierotce Heidi. Do tej małej, położonej pośród winnic miejscowości podobno tłumnie przybywają turyści, głównie z Japonii (jako adaptacja powieści powstał tam serial animowany). W Maienfeld mieszczą się bowiem oryginalnie odtworzony dom dziadka, muzeum autorki i minizoo.

Nasza pierwsza alpejska przełęcz

Nie będę ukrywał, że alpejskie drogowe przełęcze to jest ten element naszej wyprawy, na który czekałem z ogromnym utęsknieniem. Na pierwszą z nich trafiamy na odcinku z najwyżej położonego miasta w Europie – Davos – do Susch. Przełęcz Flüela (Flüelapass) zlokalizowana jest na wysokości 2383 m n.p.m i oddziela szczyty Flüela Schwarzhorn (3147 m) i Flüela Weisshorn (3085 m). W 1999 roku otwarto tutaj najdłuższy na świecie tunel kolei metrowej, w którym przewożone są również samochody, dlatego zimą Przełęcz Flüela jest częściowo niedostępna.

Do dyspozycji mamy samochód elektryczny, a więc taki, w którym umiejscowienie akumulatorów w podłodze determinuje niskie położenie środka ciężkości. Jazda w zakrętach jest więc bardzo satysfakcjonująca! Pokonywanie kolejnych wiraży Przełęczy Flüela daje mi sporo frajdy, ale w końcu czas zatrzymać się i zrobić trochę zdjęć tego pięknego krajobrazu.

Polska enklawa i stolica narciarstwa

To teraz polski akcent! W pobliskim Susch, do którego docieramy prosto z przełęczy, w dawnych budynkach klasztornych znajduje się muzeum sztuki współczesnej stworzone przez Grażynę Kulczyk. Maleńka wioska leży nad lazurową rzeką Inn, a Muzeum Susch rozpoczęło swoją działalność w 2019 roku. Możecie w nim podziwiać prace m.in. polskich artystów, tj. Zofia Kulik, Monika Sosnowska czy Mirosław Bałka. Odbywają się tutaj również czasowe wystawy mniej znanych artystek międzynarodowych. Cały kompleks jest odnowiony z dbałością o dopasowanie do lokalnej architektury.

Jedziemy dalej na południe i w końcu trafiamy do St. Moritz. Filip już tutaj był, ale dla mnie to debiut. Miasto zyskało sławę z wielu powodów. Podobno dzięki wodom leczniczym tę miejscowość znali już starożytni Rzymianie. To kurort i ośrodek sportów zimowych położony w dolinie Engadyny (dolinie rzeki Inn, po retorom. En) na wysokości ok. 1800 m n.p.m. Co ciekawe, dawniej St. Moritz znane było głównie z turystyki letniej, dopiero później zauważono jego zimowe walory. Pierwsze biuro turystyczne w Szwajcarii powstało właśnie tutaj!

St. Moritz wita nas łagodną, umiarkowaną w swojej temperaturze pogodą. Samochód podłączamy do ładowania pod hotelem, w którym spędzimy najbliższą noc. Idziemy na spacer i szukamy miejsc wartych sfotografowania. Zresztą, w całej Szwajcarii jest ich aż nadto! Aż żałuję, że duża część naszego materiału nigdy nie zostanie opublikowana. Dochodzimy do bardzo znanego hotelu Badrutt’s Palace, wybudowanego w 1864 roku przez szwajcarskiego pioniera hotelarstwa – Johannesa Badrutta.

Z uliczki Via Serlas, przy której zlokalizowano również kilka luksusowych butików, długimi ruchomymi schodami można zjechać do krytego parkingu, na którym co roku zatrzymują się m.in. wyjątkowe klasyczne samochody, uczestniczące w organizowanej zimą na zamarzniętym jeziorze St. Moritz imprezie The ICE (International Concours of Elegance). Latem jezioro można obejść, w nieco ponad godzinę. My jednak wolimy przystanąć na tarasie widokowym, który wychodzi wprost z parkingu.

Chcesz doświadczyć tego, co my? Czeka na Ciebie ponad 1600 km najpiękniejszych dróg Szwajcarii. Odkryj lazurowe jeziora, alpejskie przełęcze, malownicze wioski i wiele więcej!

Kliknij "Sprawdź" i przejdź do strony, gdzie pobierzesz bezpłatnie oficjalną aplikację Grand Tour, która pomoże Ci zaplanować czas i odległości podróży, a także podpowie, jakie atrakcje możesz odwiedzić. Pobierz też oficjalny, polski przewodnik po trasie Grand Tour - znajdziesz w nim wiele informacji i cennych podpowiedzi.

Z rześkiego St. Moritz prosto pod palmy południa!

Szwajcaria ma to do siebie, że przejeżdżając tylko kilkadziesiąt kilometrów możecie radykalnie zmienić klimat i wysokość nad poziomem morza. Tego dnia opuszczamy St. Moritz i udajemy się w stronę największego miasta we włoskojęzycznym (właściwie lombardzkojęzycznym) kantonie Ticino – do Lugano. Poranek jest chłodny, na zewnątrz tylko 8 stopni Celsjusza. Przy śniadaniu zastanawiamy się, co na siebie założyć. Prognoza pogody mówi, że w Lugano będzie dzisiaj gorąco. Zresztą tak błahe zmartwienia moglibyśmy mieć nawet na co dzień!

Nasz Mercedes EQE 350+ nie musiał ładować się przez noc, bo w pobliżu była dostępna ładowarka o całkiem sporej mocy. Właściwie jeszcze przed pójściem spać przeparkowaliśmy go we wskazane przez hotelową obsługę miejsce. Teraz jak zwykle pakujemy do środka cały nasz bagaż i z zasięgiem ponad 600 km ruszamy w drogę. Do przejechania umiarkowanej długości trasa, na której czekają na nas kolejne dwie alpejskie przełęcze. Nie mogę się doczekać!

Teatr w samym sercu Alp

Julierpass (wł. Passo del Giulia) to pierwszy punkt na naszej mapie. Położona na wysokości 2284 m n.p.m. alpejska przełęcz łączy wioski Silvaplana z Bivio. Przez tę przełęcz drogę poprowadzono na początku XIX w., ale szlaki handlowe biegły tędy podobno już w epoce brązu. Stała tu kiedyś nawet świątynia ku czci boga Jowisza, czego dowodem są pozostałości kamiennych kolumn. Jednak jest jeden element, który w teorii nie powinien się tutaj znajdować – zwykle na budowanie w takich miejscach w Szwajcarii pozwoleń się nie wydaje.

Mam na myśli czerwoną, a właściwie miedzianą w swoim odcieniu, wieżę teatru Origen. W języku retoromańskim "origen" oznacza pochodzenie. Teatr stoi tutaj od 2017 roku, a tę samą nazwę nosi również festiwal poświęcony lokalnej kulturze, organizowany przez Giovanniego Netzera, teologa, teatrologa i twórcę szkicu słynnej już wieży. Budynek waży 410 ton, może wytrzymać zejście lawiny i przeciwstawić się wiatrom wiejącym z prędkością do 240 km/h. Jego widok dostarcza naprawdę surrealistycznych wrażeń.

Ustawiamy samochód pod samą wieżą, robimy kilka zdjęć, a następnie ruszamy przełęczą w dół. To jest znów ten moment, w którym możecie czerpać przyjemność z prowadzenia! Zakrętów tutaj nie brakuje, a asfalt, jak przystało na szwajcarskie drogi, jest pozbawiony uszczerbków, zupełnie gładki. To wszystko, w połączeniu z widokiem na zewnątrz, daje niezapomniane doświadczenie. Jeździłem pięknymi drogami Stanów Zjednoczonych i Emiratów Arabskich, ale tutaj jest chyba jeszcze lepiej!

Wieża teatru Origen
Nasz Mercedes na tle wieży

Szlakiem wąwozów i zdjęć z pocztówek

Robimy krótki przystanek nad jeziorem Marmorera. To sztuczny zbiornik zaporowy powstały w 1954 roku poprzez zalanie starej wsi Marmorera. Ciekawa, nietypowa historia – w samym przewodniku po Grand Tour (dostępnym na stronie MojaSzwajcaria.pl) przeczytacie, że przy niskim stanie wody można podobno dostrzec nawet czubek kościelnej wieży! Brzmi ekscytująco, jednocześnie tajemniczo, a nawet powiewa grozą. Bardzo chcieliśmy zrobić mu zdjęcie, ale tym razem się nie udało… Próbujcie!

Przyspieszamy nieco, bo chcemy zdążyć na pociąg. Tak, na pociąg Kolei Retyckich, który przez słynny wiadukt nad rzeką Landwasser przejeżdża kilka minut przed lub kilka minut po pełnej godzinie. Wysokość wiaduktu wynosi 65 metrów, a dziennie przejeżdża nim aż 60 pociągów. Landwasserviadukt powstał w pierwszych dwóch latach XX wieku, a 7 lipca 2008 roku został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W każdym razie, zostawiamy samochód, idziemy przez kilka minut i trafiamy na miejsce. Zdążyliśmy i mamy niesamowite zdjęcie!

Koleje Retyckie: To szwajcarski wąskotorowy przewoźnik kolejowy. Jednym z najbardziej znanych pociągów jest Ekspres Lodowcowy, łączący Zermatt i St. Moritz.

Landwasserviadukt: To wiadukt kolejowy nad rzeką Landwasser. Prace nad nim kosztowały ok. 4,6 mln franków szwajcarskich.

Rzeka Landwasser: Nad rzekę i pod sam górujący nad nią wiadukt prowadzi oznakowana ścieżka. Uwaga! Woda jest naprawdę zimna…

Jakiś czas później dojeżdżamy do Złej Drogi (Via Mala) i wąwozu zlokalizowanego pomiędzy miejscowościami Thusis i Zillis-Reischen. Jego ściany mają ok. 500 metrów wysokości, a dołem płynie Ren. Możecie tam zejść (po 300 stopniach) lub przystanąć na chwilę i spojrzeć w dół z drogowego mostu. Do dyspozycji macie dwa małe parkingi. Widok jest niesamowity, ale musimy ruszać dalej – czeka nas tego dnia jeszcze kilka atrakcji.

Malowniczą drogą nr 13 docieramy do pocztówkowego miasteczka Splügen. Zatrzymujemy samochód na brukowanym placu, na skraju którego stoi wodopój. Centralnym obiektem jest jednak biały budynek hotelu Bodenhaus. Filip idzie robić zdjęcia, a ja podziwiam zaparkowane pod hotelem sportowe samochody. Do czarnego Astona Martina DB9 Volante właśnie wsiada para, na oko po 60-tce. To piękny widok, a po chwili również piękny dźwięk uruchamianego 5,9-litrowego silnika V12.

Rzymianie byli tu na długo przed nami

Mówiłem już, że Szwajcaria to świetne miejsce dla osób, które kochają jazdę samochodem? Nawet jeśli nie wybrzmiało to wprost, to na pewno pośrednio. Kolejna przełęcz i kolejna okazja do tego, żeby napawać się pokonywaniem ostrych zakrętów, a później stanąć i podziwiać, jak pięknie Wasz samochód wygląda na tle tych niesamowitych widoków. Tym razem przejeżdżamy przez Przełęcz San Bernardino usytuowaną w Alpach Lepontyńskich.

Na południe od przełęczy, na wysokości 1600 m n.p.m., leży mała miejscowość San Bernardino. To właśnie od niej ta przełęcz przyjęła swoją nazwę. Z kolei miejscowość nazwano tak od wybudowanej w XV wieku kaplicy poświęconej Świętemu Bernardynowi ze Sieny. Tutejsza droga ma długość 60 km, a w najbardziej stromym punkcie jej nachylenie wynosi ok. 10%. Zatrzymujemy się przy jeziorze Laghetto Moesola. Bardzo mocno wieje, ale to nie przeszkadza nam w misji robienia dla Was zdjęć! Pomyśleć, że kiedyś maszerowali tędy starożytni Rzymianie…

Tablica informacyjna
Jezioro Laghetto Moesola

W drodze do Lugano

Na południe od San Bernardino mówi się już po włosku. Wracamy na szlak i dalej wijącą się drogą nr 13 zmierzamy w stronę Bellinzony, stolicy włoskojęzycznego kantonu Ticino. Śródziemnomorski klimat niemal unosi się w powietrzu, a temperatura rośnie z każdym kilometrem. Wbrew pozorom odległości pomiędzy kolejnymi etapami podróży nie są duże – w rzeczywistości od jednego do drugiego punktu dojeżdżamy często nawet w kilkanaście minut. Bellinzona wita nas trzema doskonale zachowanymi średniowiecznymi fortyfikacjami. To zdecydowanie jej znak rozpoznawczy.

Samochód zostawiamy na podziemnym parkingu pod Piazza Collegiata, gdzie podpinamy go do ładowania. Wychodzimy na powierzchnię i ukrytą w skale windą wjeżdżamy na dziedziniec Castelgrande. Otaczają go dwie wieże: Torre Nero i Torre Bianca – na tę drugą, mierzącą 28 metrów wysokości, można wejść. W zamku zwiedzicie również muzeum historyczno-archeologiczne i muzeum historii sztuki. Castelgrande to budowla z XII wieku, a pozostałe Castello di Montebello i Sasso Corbaro pochodzą odpowiednio z XIII i XV wieku. Do nich dojdziecie stąd spacerem.

My jednak jedziemy dalej, bo tego dnia musimy dotrzeć jeszcze do Lugano. Ach, Lugano! Fantastyczne miejsce – zupełnie różne od tych, w których byliśmy dotychczas. To największe włoskojęzyczne miasto i trzecie największe centrum bankowości w Szwajcarii, zaraz po Zurychu i Genewie. Jego przyjemny klimat i nietypowy krajobraz sprawiają, że to niezwykle ważny ośrodek turystyczny. Stąd już bardzo blisko do słynnego Mediolanu – zresztą w średniowieczu osada ta należała do mediolańskich książąt.

Zatrzymujemy się na hotelowym parkingu. Wypakowujemy walizki i meldujemy się w recepcji. Chwytamy coś do picia i czym prędzej udajemy się na pobliską promenadę nad Jeziorem Lugano. To był naprawdę dobry dzień…

Chcesz doświadczyć tego, co my? Czeka na Ciebie ponad 1600 km najpiękniejszych dróg Szwajcarii. Odkryj lazurowe jeziora, alpejskie przełęcze, malownicze wioski i wiele więcej!

Kliknij "Sprawdź" i przejdź do strony, gdzie pobierzesz bezpłatnie oficjalną aplikację Grand Tour, która pomoże Ci zaplanować czas i odległości podróży, a także podpowie, jakie atrakcje możesz odwiedzić. Pobierz też oficjalny, polski przewodnik po trasie Grand Tour - znajdziesz w nim wiele informacji i cennych podpowiedzi.

Kierunek: Interlaken – czyli podróż przez trzy alpejskie przełęcze.

Podczas krótkiego pobytu w Lugano zdążyliśmy dotrzeć na place Riforma i Rezzonico, zobaczyć słynną fasadę budynku Lugano Arte e Cultura i przejść się po położonym nad samym jeziorem Parco Ciani. Jego powierzchnia 63 tys. m2 stanowi prawdziwe płuca miasta. Obszar ten ma zarówno cechy ogrodu włoskiego, jak i angielskiego. Bujne rabaty kwiatowe przeplatają się z terenami zielonymi oraz drzewami i krzewami z całego świata. Poranek przywitał nas z kolei równie piękną pogodą, co wczorajszy wieczór. Tym razem przed nami prawdziwa uczta dla konesera alpejskiego krajobrazu.

Pakujemy rzeczy do samochodu, trzaskamy drzwiami i ruszamy na podbój kolejnych dróg. Wyjeżdżając z miasta po raz kolejny podziwiamy widok na Monte Brè i San Salvatore – dwa pocztówkowe szczyty, które są wręcz tutejszymi ikonami. Na oba wjedziecie kolejką i spojrzycie wtedy na jezioro Lugano z zupełnie innej perspektywy. Bardzo chętnie zrobilibyśmy to sami, ale tego dnia mamy jeszcze mnóstwo atrakcji i zdjęć do zrobienia. To jest również ten moment, w którymi będziemy musieli nieco zboczyć z wytyczonej przez Grand Tour trasy.

Tędy Rzymianie chodzić nie chcieli…

Kierujemy się na północ, mijamy po raz kolejny Bellinzonę i drogą nr 2 docieramy do jednej z najbardziej znanych alpejskich przełęczy – Przełęczy Świętego Gotarda (wł. Passo del San Gottardo). Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie wybrali brukowanej, zabytkowej drogi Tremola. To trzeba przeżyć! Widzieliśmy wiele zdjęć zrobionych w tym miejscu i wprost nie mogliśmy zrezygnować z tych 15 km świetnej zabawy. Tremola to miejsce, w którym zużyliśmy też sporo energii z akumulatorów naszego Mercedesa.

Podjazdy są dość strome, odległości pomiędzy kolejnymi zakrętami o kącie 180o niewielkie, a nawierzchnia wymagająca i nie tak równa, jak inne dotychczas. Przełęcz Świętego Gotarda jest jedną z najniżej położonych przełęczy w Alpach, dzięki czemu można ją pokonać o każdej porze roku – ale nie tą drogą. Przy wjeździe na Tremolę stoją szlabany, teraz otwarte, ale zwiastujące okresowy brak dostępu (zimą). Jeżeli jednak nie macie ochoty podejmować wyzwań, wybierzcie autostradę nr 2 – jej częścią jest tunel samochodowy, który skraca czas przeprawy przez Alpy do kilkunastu minut.

Widok na Przełęcz Świętego Gotarda
Brukowana droga i Mercedes-Benz EQE

Ten odcinek dał nam sporo satysfakcji. W pobliżu Lago di Rodont robimy sobie nawet chwilę przerwy, żeby coś zjeść i ochłonąć. Zaczynaliśmy odczuwać wartkie tempo naszej wyprawy, ale jednocześnie mieliśmy ochotę na jeszcze więcej wrażeń. Szwajcaria wciąga, niemal uzależnia – to niezapomniane miejsce, do którego chce się wracać jeszcze zanim się je opuści. Następnym punktem na naszej mapie była popularna przełęcz Furka. Ruszamy dalej!

Śladem Jamesa Bonda

Przed nami najwyżej położony punkt na trasie Grand Tour. Przełęcz Furka (niem. Furkapass) sięga 2436 m n.p.m., przebiega na granicy kantonów Wallis i Uri i oddziela Alpy Lepontyńskie od Alp Berneńskich. Droga pod górę robi ogromne wrażenie. Widoki są malownicze i jednocześnie budzą respekt. Jezdnia jest wąska i z dużym prawdopodobieństwem spotkacie na niej kilka turystycznych autokarów. Zresztą nie tylko autokarów – Furkapass przyciąga wielu kierowców żądnych wrażeń, razem ze swoimi sportowymi samochodami.

Niegdyś tą drogą pędził swoim Astonem Martinem DB5 agent 007, którego rolę odgrywał wtedy Sean Connery. Tak, to właśnie tutaj kręcono kilka scen z filmu Goldfinger, czyli trzeciej oficjalnej części serii 007. Goldfinger uchodzi za jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy film całego cyklu. Otrzymał nawet Oscara za efekty dźwiękowe. Film opowiada o pojedynku agenta 007 z tytułowym Goldfingerem, przemytnikiem złota.

Tam znajdziesz pozostałości po wielkim lodowcu Rodanu.

Na tej drodze stoi słynny Hotel Belvédère, o którym przeczytasz za chwilę!

Stąd zobaczysz krętą drogę oddalonej o kilka kilometrów przełęczy Grimsel.

Zjeżdżamy dalej i trafiamy na jedno z najbardziej znanych miejsc w Szwajcarii. Może to niedorzeczne, ale ten budynek pojawia się na zdjęciach najczęściej – stąd również bierze się ogromna popularność przełęczy Furka. Hotel Belvédère, bo o nim mowa, był niegdyś ikoną szwajcarskiej turystyki. Na marginesie, opuszczonych hoteli na trasie alpejskich przełęczy można spotkać co najmniej kilka. Dlaczego zostały zapomniane? Dobrze obrazuje to historia właśnie tego budynku.

Wybudowany w 1882 roku Belvédère stał się miejscem urlopowych pobytów całej śmietanki towarzyskiej czasów belle époque, czyli przełomu XIX i XX wieku. Uwierzycie, że jego twórcą był 24-letni wówczas hotelarz? Josef Sailer stworzył miejsce, z którego rozciągał się widok na okazały lodowiec Rodanu. Jęzor lodowca sięgał wtedy samej doliny, a goście zjeżdżali tam żeby kontemplować alpejskie pejzaże. Samo przejechanie przełęczy, które nam zajęło kilkanaście minut, wtedy trwało kilkanaście godzin. To pokazuje poziom odosobnienia, jakiego można było tam doświadczyć.

Hotel Belvédère stał się wzorem dla całego szwajcarskiego hotelarstwa. Plany rozbudowy przerwały jednak I i II wojna światowa. Mimo późniejszego rozwoju turystyki samochodowej hotel nie generował większych zysków, bo dla większości osób stał się jedynie przystankiem na kawę lub jedną noc. Dodatkowo w ciągu ostatnich 130 lat z ogromnego lodowca Rodanu została głównie lodowa grota, którą możecie dzisiaj zwiedzić. Hotel stracił zatem swój największy atut i w 2015 roku ostatecznie został zamknięty.

Słynny Hotel Belvédère
Słynny Hotel Belvédère i ja!

Ostatnie alpejskie wyzwanie

Zdjęcia z legendarnym hotelem nie mogło zabraknąć, chociaż jego zrobienie było nie lada wyczynem. W tym okresie parking jest wypełniony po brzegi, a w górę i w dół jeździ duża liczba samochodów. Mamy to! Dalej zjeżdżamy w dół i spieszymy na przełęcz Grimsel. Filip wpada bowiem na pomysł, żeby spotkać się ze swoim znajomym, którego poznał kiedyś na niemieckiej wyspie Sylt, a który w okolicy organizuje akurat wyprawę całej grupie właścicieli klasycznych modeli Porsche.

Spotykamy ich ekipę przy jeziorze Totensee. Jemy wspólnie obiad i rozmawiamy o samochodach, delektując się jednocześnie wspaniałym widokiem. Postanawiamy, że przejedziemy za nimi parę kilometrów, żeby zrobić kilka zdjęć ich samochodom w ruchu. Tego dnia okazji do bardziej "uduchowionej" jazdy było bez liku. Frederic Schlosser, niemiecki fotograf i jeden z uczestników wyprawy, przypomniał mi, że w ustawieniach naszego Mercedesa EQE 350+ mogę włączyć specjalny dźwięk towarzyszący przyspieszaniu. Dzięki temu jazda po serpentynach staje się jeszcze bardziej rozrywkowa!

Opuszczamy ich na rozwidleniu dróg i wracamy z powrotem na górę. Jedziemy dalej w stronę naszej końcowej destynacji. Przełęczy Grimsel, położonej na wysokości 2165 m n.p.m., towarzyszą sztuczne jeziora o szmaragdowej barwie. Droga nr 6 wije się aż do samej wioski Innertkirchen, a później prowadzi nad samo jezioro Brienzersee. Nazwa jeziora pochodzi od miasteczka Brienz znajdującego się na północno-wschodnim brzegu jeziora. Wspólnie z jeziorem Thunersee tworzą duet akwenów, między którymi znajduje się miasto Interlaken. To tutaj docieramy na sam koniec dnia…

Chcesz doświadczyć tego, co my? Czeka na Ciebie ponad 1600 km najpiękniejszych dróg Szwajcarii. Odkryj lazurowe jeziora, alpejskie przełęcze, malownicze wioski i wiele więcej!

Kliknij "Sprawdź" i przejdź do strony, gdzie pobierzesz oficjalną aplikację Grand Tour, która pomoże Ci zaplanować czas i odległości podróży, a także podpowie, jakie atrakcje możesz odwiedzić. Pobierz też oficjalny, polski przewodnik po trasie Grand Tour - znajdziesz w nim wiele informacji i cennych podpowiedzi.

Ostatnia droga przed pożegnaniem ze Szwajcarią

Interlaken jest miejscem urzekającym. Spacer promenadą nad rzeką Aare wprawił nas nawet w dalece nostalgiczny nastrój. Pomyślałem, że w jednym z tych nadrzecznych domków z widokiem na Harder Kulm mógłbym zamieszkać. Kiedy nad waszymi głowami latają paralotniarze, wy możecie podziwiać również ośnieżony masyw Jungfrau, trzeci pod względem wysokości wśród wszystkich szczytów Alp Berneńskich. Co ciekawe, na przełęcz Jungfraujoch prowadzi najwyżej położona w Europie kolej zębata.

Filip i ja nie możemy sobie jednak pozwolić, żeby zdobywać teraz szczyty, dlatego jak co rano pakujemy walizki i opuszczamy hotel. Dziś ostatnia trasa naszego pobytu w Szwajcarii i jednocześnie najbardziej "wielkomiejska". Przejedziemy bowiem przez Lucernę i Zurych – największe miasto i główny ośrodek gospodarczy kraju. Samochód czeka na nas na podziemnym parkingu, podpięty do tzw. wallboxa, obok którego umieszczono tabliczkę z napisem: "Sieć stacji ładowania e-Grand Tour". Z ładowarką bez problemu współpracuje usługa Mercedes Me Charge.

Kierunek: Lucerna

Jedziemy na północ drogą nr 4 przez przełęcz Brünigpass i zatrzymujemy się w miasteczku Lungern nad jeziorem Lungernersee. Woda ma lazurowy kolor, a przy brzegu jest całkowicie przejrzysta. Rozciąga się stąd widok na zalesione zbocza gór, po jeziorze pływają łódki, a przy brzegu siedzą wędkarze. To jeden z tych momentów na oddech, na zrobienie zdjęcia, krótkiego wideo telefonem i przesłanie ich do bliskich. Wokół panuje całkowity spokój, który mąci jedynie szum przejeżdżających niedaleko samochodów.

Jakiś czas później wjeżdżamy do Lucerny i stawiamy samochód na parkingu dworca kolejowego. Przez pasaż handlowy wychodzimy na powierzchnię i zmierzamy w stronę Jeziora Czterech Kantonów, a właściwie początku rzeki Reuss. Symbolem tego miasta jest znajdujący się tam Kapellbrücke (Most Kapliczny) – najstarszy most drewniany w Europie. Biegnie przez rzekę ukośnie, a jego nazwa pochodzi od znajdującej się na prawym brzegu rzeki kaplicy św. Piotra.

Most najprawdopodobniej powstał w 1333 roku, chociaż niektóre badania dendrochronologiczne wskazują na rok 1356. Z kolei w 1614 roku na moście umieszczono 158 malowideł. Część z nich uległa zniszczeniu podczas powodzi w 1741 roku i w pożarze w roku 1993. Na południowym końcu mostu stoi ośmiokątna wieża, starsza niż sam most. Na przestrzeni wieków pełniła funkcje więzienia, izby tortur, arsenału i skarbca! Dzisiaj znajduje się tam sklep z pamiątkami.

Mostem Kaplicznym dochodzimy do Rosengartplatz, który przechodzi następnie w plac Kapliczny. Głównym jego elementem jest fontanna Fritschi z 1918 roku. Jej patron jest uważany za inicjatora karnawału w Lucernie. Wspomniana już kaplica św. Piotra oddziela drewniany most od placu. My idziemy jednak dalej ulicą Kapellgasse i docieramy do Kornmarkt, przy którym stoi wybudowany w 1604 roku budynek obecnego ratusza. Jego parter od XV w. służył jako spichlerz. Przylega do niego o 100 lat starsza wieża.

Bezsprzecznie warto również przejść na Hirschenplatz, przy którym stoi kamienica Dornacha z neogotyckimi freskami na jej fasadzie i Weinmarkt (Plac Winny) z kamienicą Haus zur Sonne i malowidłem "Wesele w Kanie" z 1928 roku. Przejdźcie jeszcze mostem Spreubrücke i zobaczcie najlepiej zachowane mury obronne w Szwajcarii – Museggmauer. Na długości aż 870 m stoi dziewięć wież, z których cztery możecie zwiedzać. My wracamy na drugą stronę rzeki mostem Rathaussteg, podziwiając widok na teatr i kościół Jezuitów.

Ważny punkt na mapie

Do Zurychu wjeżdżamy autostradą nr 4 i kierujemy się w okolice Muzeum Narodowego, gdzie zlokalizowaliśmy stację szybkiego ładowania. Zurych to jedyne miasto, które w Szwajcarii może nazywać się metropolią – jest największym kompleksem urbanistycznym tego kraju. Pieszo kierujemy się na tzw. starówkę, gdzie trafiamy najpierw pod gmach romańskiego kościoła Grossmünster. Nie przeoczycie go – dwie monumentalne wieże zakończone kopułami to jedne z największych ikon tego miasta.

Pobliski most Münsterbrücke prowadzi na plac Münsterhof, przy którym stoi kościół Fraumünster. Ten powstał na miejscu dawnego klasztoru założonego w 853 r. Obecny jej kształt pochodzi z XIII w., ale jej romańskie prezbiterium zdobią współczesne witraże projektu Marca Chagalla. W przewodniku po Grand Tour (dostępnym na stronie MojaSzwajcaria.pl) przeczytacie, że artysta miał 90 lat, kiedy ukończył swoje dzieło! Nieco dalej na północ znajduje się z kolei kościół św. Piotra z największą w Europie tarczą zegarową.

Bulwarem Limmatquai nad rzeką Limmat wkraczamy na teren dzielnicy Niederdorf, słynącej ze średniowiecznych ulic, placów i wspomnianej romańskiej katedry Grossmünster. Ruch urozmaicają klasyczne tramwaje, a w licznych kawiarniach i restauracjach goście toczą rozmowy. W końcu dochodzimy do wąskiego mostku Mühlesteg, do którego przymocowanych jest niezliczona ilość miłosnych kłódek. Chyba nigdy nie zrozumiem tego zwyczaju, ale trzeba przyznać, że tutaj to pasuje.

Przechodzimy przez halę główną zuryskiego dworca centralnego i trafiamy pod Szwajcarskie Muzeum Narodowe. Budynek przypomina średniowieczny zamek, a skrywa najpopularniejszy zbiór sztuki historycznej w całej Szwajcarii. Dzięki jego zbiorom zgłębicie historię tego kraju, jego rodowód, a przy tym zobaczycie rękodzieła, militaria czy odkryte przez archeologów skarby. Już z zewnątrz wygląda to imponująco! Zresztą Szwajcaria z każdym dniem przyzwyczaja nas do swojego unikalnego połączenia historii z nowoczesnością.

Wracamy do naszego Mercedesa, odpinamy go od ładowania i z pełnym zasięgiem ruszamy dalej. Zmierzamy do miejsca, w którym rozpoczynaliśmy naszą przygodę – do Schaffhausen (Szafuzy). Tam spędzimy ostatnią noc. Wyjdzie na to, że całą naszą podróż zepniemy kompozycyjną klamrą! Umyślnie przejeżdżamy jeszcze obok neobarokowego gmachu Opernhaus Zürich, czyli światowej klasy opery. Prawie udało nam się ją uchwycić na jednym zdjęciu z jadącym lewym pasem ruchu Ferrari 250 GTE.

Rozstania są zawsze najgorsze

Widzieliście kiedyś największy pod względem przepływu wodospad Europy? Nie? To koniecznie zróbcie przystanek w miejscowości Neuhausen am Rheinfall. Wodospad Rheinfall, zwany również Przełomem Renu, ma szerokość 150 i wysokość 23 metrów, a liczy ok. 15 tysięcy lat. Możecie zejść na sam dół i dotknąć szturmującego wręcz żywiołu. Jest nawet mały taras widokowy, który wchodzi w głąb wody. Prowadzą tam schody i ścieżki, ale możecie zjechać również przeszkloną windą.

Fotoramka pod wodospadem
Wodospad Rheinfall

Po zrobieniu zdjęć sile natury docieramy do pobliskiej Szafuzy i meldujemy się w hotelu. Dajemy sobie chwilę na odpoczynek, a później wychodzimy na miasto. Filip robi zdjęcia fasadom budynków, a ja wybieram miejsce na kolację. W końcu siadamy w jednej z pobliskich włoskich restauracji i zamawiamy pizzę do spółki ze spaghetti. Tak wieńczymy naszą wyprawę. To był wyjazd, który zapamiętamy na długo. Ja jestem pewien, że jeszcze tu wrócę.

Chcesz doświadczyć tego, co my? Czeka na Ciebie ponad 1600 km najpiękniejszych dróg Szwajcarii. Odkryj lazurowe jeziora, alpejskie przełęcze, malownicze wioski i wiele więcej!

Kliknij "Sprawdź" i przejdź do strony, gdzie pobierzesz oficjalną aplikację Grand Tour, która pomoże Ci zaplanować czas i odległości podróży, a także podpowie, jakie atrakcje możesz odwiedzić. Pobierz też oficjalny, polski przewodnik po trasie Grand Tour - znajdziesz w nim wiele informacji i cennych podpowiedzi.